„Nauka musi być fascynująca” – o zabawach palcami i laptopach

Dziewczynka z lupą
© iuricazac – adobe.stock.com

Przedstawiamy zarys bardziej lub mniej skutecznych metod nauczania – z opisem perspektyw dla rodziców.

Badanie „Breakpoint and Beyond” z 1992 roku pokazało, że 98 procent dzieci uczestniczących w badaniu można było określić mianem genialnych, ponieważ spełniały odpowiednie kryteria. Testy przeprowadzono na 1600 dzieciach w wieku od 3 do 5 lat. Kreatywność oznacza umiejętność znajdowania kilku niekonwencjonalnych rozwiązań dla określonych problemów. Dzieci są niezwykle pomysłowe głównie dlatego, że nie boją się robić błędów. Co pokazują zatem badania przeprowadzone z udziałem tych samych dzieci w późniejszym czasie? Naukowcy odkryli, że kreatywność dzieci zmniejsza się wraz z wiekiem. Już tylko 2 procent dorosłych w wieku około 31 lat, których poddano odnośnym testom w dzieciństwie, uznano za genialnych. Co się stało w międzyczasie? Czy edukacja szkolna stłumiła dziecięcą wyobraźnię w zarodku, jak twierdzi brytyjski autor i ekspert w dziedzinie edukacji i kreatywności, Ken Robinson? W niniejszym artykule zajmiemy się tym zagadnieniem i pokażemy sposoby, jak rozwiązać ten problem.

Dziecko podczas kreatywnej zabawy
© new africa – adobe.stock.com

Co czternaste dziecko w Niemczech nie ukończyło szkoły głównej. Zdaniem renomowanego neuronaukowca Manfreda Spitzera taki stan rzeczy jest nie do przyjęcia. Nasz mózg jest bowiem niesamowicie chłonny i nie jest w stanie nie przyswajać niczego. Chłonność mózgu zmniejsza się dopiero po obumarciu 70–75 procent wszystkich komórek mózgowych, nie wcześniej. Spitzer opisuje przypadek dziewczynki, u której trzeba było wyciąć lewą półkulę mózgu – tam mieści się ośrodek mowy. Obecnie dziewczynka mówi płynnie w dwóch językach. Dlaczego więc osoby, które mają zdrowy mózg, nie ukończyły szkoły głównej? Problem leży tutaj: mózg często nie przyswaja tego, co chce nauczyciel, lecz inne rzeczy, które są ciekawsze. Jednak przede wszystkim nie jest stworzony do nauki na pamięć czy zwykłego wkuwania. Mózg nie jest twardym dyskiem, na którym można po prostu zapisywać dane. Mózg zawsze potrzebuje kontekstów.

Synapsy
© giovanni cancemi – adobe.stock.com

Nasz mózg jest wybredny

Zmarła Vera Birkenbihl również gruntownie zbadała to, że człowiek zapomina znaczną część tego, czego nauczył się w szkole. Doszła do wniosku, że przyczyną nie jest fakt, że uczniom brakuje zainteresowania, motywacji czy talentu. Jeśli uczeń niczego się nie uczy, prawie zawsze przyczyna leży w tym, że materiał nie jest dostatecznie dobrze przekazywany, czyli, że zajęcia są po prostu nudne. Zależy to od metody nauczania, nie od tematu. Oprócz tego nasz mózg nie przyswaja bezsensownej wiedzy. Właśnie to dzieje się podczas lekcji. Dlatego dzieci więcej uczą się poza szkołą niż w szkole: w czasie wolnym dzieją się rzeczy, którymi dzieci się interesują i które chcą zgłębiać. Tutaj budzi się do życia ich pęd badawczy. Dzieci gromadzą wiedzę w aktywny sposób, a podczas typowych zajęć szkolnych pozostają raczej bierne. Dlatego Vera Birkenbihl apeluje, aby nauka była fascynująca.

Ręka pisząca na tablicy
© gorodenkoff – adobe.stock.com

Wielu z nas miało nauczyciela, który potrafił zainteresować swoim przedmiotem i zarażał entuzjazmem, tak aby uczniowie zawsze mieli pozytywne skojarzenia z daną dziedziną. Co by było, gdyby każdy przedmiot był nauczany w taki sposób?

Nadmiar edukacji

Niestety rzeczywistość wygląda inaczej, zwłaszcza od kiedy Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wprowadziła badanie PISA. Jak sama nazwa tej instytucji wskazuje, liczą się przede wszystkim interesy gospodarcze: dzieci należy przygotować do tego, aby jako osoby dorosłe wnosiły jak największy wkład w rozwój gospodarki.

Niemcy wcale nie zajmują czołowych miejsc w badaniu PISA. Należy zadać więc pytanie, co mówi to o niemieckim systemie edukacji. Warto zerknąć tutaj na Chiny, czyli kraj, który regularnie plasuje się na wysokich pozycjach w badaniu PISA. Na pierwszy rzut oka wygląda to imponująco. Jednak przy bliższym spojrzeniu okazuje się, że wszystko działa tam jak maszyna: rodzice i dziadkowe przeznaczają dużą część swojego majątku na dobre wykształcenie swoich dzieci i wnuków. Konkurencja jest duża: każdy chce, żeby jego dziecko zdało egzaminy z wyróżnieniem. Wszystko koncentruje się na testach i konkursach: dzieci są wręcz zmuszane do jak najlepszych osiągnięć. W tym procesie nauczania nie chodzi o różnorodność opinii ani o rozważanie różnych kwestii. Standardowa odpowiedź jest już wcześniej podana i podczas egzaminu właśnie takiej odpowiedzi należy udzielić. Nauka na pamięć to codzienność. Dlatego lekcje zaczynają się już o godzinie 7:30 rano, a kończą dopiero o 20:30 wieczorem.

Uśmiechnięci uczniowie z Azji
© imtmphoto – adobe.stock.com

Dzieci od maleńkości są poddawane presji sukcesu. W ten sposób można je wycisnąć jak cytrynę. W rezultacie: dzieci są niewyspane, praktycznie nie mają możliwości odpoczynku i nie doświadczają za dużo szczęścia. Nic dziwnego, że w Chinach występuje stosunkowo wysoki wskaźnik samobójstw wśród dzieci.

W badaniu PISA Chiny figurują jako kraj wzorcowy. Czy ta czołowa pozycja jest faktycznie warta starań? Francja podąża w takim samym kierunku; są tam przedszkola „école maternelle”, które już w nazwie mają szkołę (franc. „école”: szkoła). We Francji obowiązek szkolny rozpoczyna się od 3. roku życia. Od samego początku realizowany jest program nauczania i każdy uczeń posiada swój „zeszyt osiągnięć”. Dzieci siedzą zdyscyplinowane w ławkach i wykonują wskazane polecenia. Osoba nauczyciela jest otoczona szacunkiem i nie wolno mówić do niej po imieniu. Niektóre dzieci spędzają nawet 10 godzin w „maternelle”.

Celem takiej formy nauczania szkolnego nie jest wyeliminowanie nierówności między dziećmi różnego pochodzenia: taka wczesna edukacja ma na celu zapewnienie równych szans od samego początku. Oprócz tego w ten sposób dziecko powinno przyzwyczajać się do życia we wspólnocie.

Dzieci różnego pochodzenia
© len4foto – adobe.stock.com

Wychowanie w duchu posłuszeństwa...

Nawet jeśli występują różnice między niemieckimi i francuskimi przedszkolami, istnieją też podobieństwa w całej Europie i Stanach Zjednoczonych. W Niemczech sposoby nauczania wywodzą się z tradycji pruskich, gdzie liczyło się równanie do innych. Ale też w innych krajach w czasach wojny potrzebni byli przede wszystkim młodzi, posłuszni mężczyźni. Również w epoce industrializacji istotną rolę odgrywali ludzie, którzy wykonywali proste czynności na żądanie. Szkoła zapewniała dobre przygotowanie do funkcjonowania w takich realiach. Na szczęście czasy się zmieniły. Obecnie gospodarka przejęła tę rolę, która wcześniej była zarezerwowana dla działań wojskowych: teraz poszukiwani są absolwenci, którzy potrafią funkcjonować w systemie. Obowiązuje zasada „wyżej, szybciej, dalej”. Wszystko musi być coraz bardziej szczegółowo zaplanowane i jeszcze szybciej zrealizowane, a także musi przynosić więcej zysków. Kadra zarządzająca coraz częściej boryka się z depresją, ponieważ nie jest w stanie wytrzymać presji.

Coraz więcej ludzi zadaje sobie pytanie, czy właśnie tak powinno wyglądać życie. Zwłaszcza że rozwój ma gdzieś swój koniec. Najwyższy czas, aby zadać sobie takie pytanie już w kontekście przedszkola i szkoły, które w zasadzie służą kapitalizmowi. To w tych placówkach dzieci są przygotowane do życia w świecie ukierunkowanym na rywalizację.

Małe dzieci nie znają pojęcia rywalizacji

Badacz mózgu Gerald Hüther wyjaśnia, dlaczego taki system w ogóle funkcjonuje i dlaczego rodzice go akceptują: boją się, że ich dzieci poniosą porażkę. Gerald Hüther dobrze wie, że człowieka nie da się wychować – można go jedynie zaprosić do robienia konkretnych rzeczy. Takie podejście nazywa sztuką wychowania. Abstrahując od tego, myślenie oparte na rywalizacji jest wtłaczane już bardzo małym dzieciom. W łonie matki pępowina zapewniała im ścisłą więź z matką i taka potrzeba więzi istnieje również po narodzinach. Badania pokazały, że sześciomiesięczne dzieci dążą do działania kooperatywnego. W prostym eksperymencie zawsze wybierały sytuację, w której mogły liczyć na pomoc i wsparcie. Dopiero u dzieci rocznych wynik eksperymentu nie był już taki jednoznaczny: dzieci przyzwyczaiły się do sytuacji opartych na rywalizacji, które występowały w codziennym życiu, i w końcowym badaniu preferowały sytuacje z elementami rywalizacji. Dzieci podpatrzyły takie zachowania w swoim otoczeniu.

Sportowcy na linii startu
© mansong – adobe.stock.com

Presja wywierana na dzieci i młodzież jest jednak odczuwalna nie tylko w Chinach. Uczennica gimnazjum z bardzo dobrymi ocenami z Hamburga skarżyła się w otwartym liście, że nie ma już żadnego życia, od kiedy okres gimnazjalny został skrócony z 13 do 12 lat. Teraz ma za mało czasu wolnego na przyjemności, czyli na rzeczy, które sprawiają, że życie ma sens. Według niej szkoła nie przygotowuje do życia. Podobnie widzi to Vera Birkenbihl , która apeluje: zamiast rachunków ułamkowych – czytanie rozkładu jazdy, zamiast deklinacji i koniugacji – prasowanie, zamiast wyciągania pierwiastków – segregowanie warzyw korzeniowych. I przede wszystkim Vera Birkenbihl domaga się stosowania odpowiednich metod nauczania.

Uczniowie pochyleni nad zadaniem
© syda productions – adobe.stock.com

W zgodzie z własnym rytmem

Vera Birkenbihl ma tutaj na myśli metody, które umożliwiają nam samodzielne uczenie się. Dzięki temu wiemy, jak trzeba się uczyć, gdzie można coś sprawdzić albo jakie pytania można zadać ekspertowi z jego dziedziny. W ogóle pytania stanowią podstawę poszerzania wiedzy. Samodzielne uczenie się buduje również niezależność. Vera Birkenbihl chciała ostatecznie odejść od wkuwania na pamięć, ponieważ osoby uczące się na pamięć niczego nie rozumieją oraz nie dostrzegają związków i stojących za nimi zasad. „Im lepiej coś rozumiemy, tym łatwiej jest to zapamiętać”, mówiła Vera Birkenbihl. Ważne jest tutaj złapanie flow – niektórzy z pewnością znają ten termin z joggingu: kiedy tak sobie biegniesz i biegniesz, zaczynasz czuć lekkość i masz wrażenie, że możesz tak biec bez końca. Podobne doświadczanie szczęścia wskazują zapaleni gracze komputerowi. Co zdumiewające: stan flow można również osiągnąć podczas nauki! Jednak to, czego chcemy się nauczyć, nie może nas ani przeciążać, ani wymagać od nas zbyt mało. Jeśli wymaga się od nas zbyt mało, po prostu się nudzimy. Z kolei w przypadku wymagania zbyt wiele pojawia się frustracja. Podsumowując, wyzwanie musi być możliwe do realizacji.

Czy wiesz, że...?

W tkalni dywanów w Meksyku praktykanci przez pierwsze dwa lata stażu tylko przyglądają się pracy, zanim sami przystąpią do tkania. Być może sam zauważyłeś jako kierowca samochodu, że ta metoda się sprawdza: już sama jazda jako pasażer bez prawa jazdy pokazała, o co chodzi w ruchu drogowym, dzięki czemu później nie uczyłeś się jeździć od zera.

Trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu

Dlatego tak ważne jest dostosowanie tempa nauki do konkretnego dziecka, ponieważ granica między stawianiem nadmiernych i zbyt małych wymagań u każdego przebiega w innym miejscu. Na początku każdy zaczyna od podstaw. Dopiero po ich dokładnym zrozumieniu można iść dalej. Tutaj pomaga wgląd w nasz mózg, w którym znajdują się między innymi neurony lustrzane. Aktywizują się one zawsze wtedy, gdy przyglądamy się, jak inni wykonują jakąś czynność, sami robimy to samo albo tylko o tym myślimy. Neurony lustrzane aktywizują się nawet wtedy, gdy ktoś jedynie wspomina o tej czynności. Zasadę działania neuronów lustrzanych można z powodzeniem przenieść na grunt zajęć lekcyjnych: uczymy się poprzez naśladowanie. Jednak aby się czegoś nauczyć, musimy obserwować to wiele razy. W szkole – w idealnym przypadku – wygląda to następująco: nauczyciel coś pokazuje jeden raz, potem drugi raz, trzeci raz itd. Jeśli dzieci obserwowały daną czynność dostatecznie często, mogą powoli zacząć samodzielnie wykonywać pierwsze kroki – w zwolnionym tempie. Kiedy idzie im coraz lepiej, mogą zwiększyć tempo. Dotyczy to równań matematycznych, gry na skrzypcach czy tańczenia tango. Dotychczasowa praktyka pokazuje jednak coś innego: nauczycielka pisze coś na tablicy, a uczniowie mają to przyswoić. Nic dziwnego, że ci, którzy potrzebują trochę czasu na przyswojenie nowych materiałów, pozostają w tyle i nie radzą sobie w szkole.

Dziecko buduje miniQUADRO

Slow, slow, quick, quick

Spokojne tempo na początku procesu nauczania jest decydujące. 30 bardzo wolnych ruchów daje dokładnie takie same efekty co 120 szybkich ruchów. Dlatego tai-chi – kung fu w zwolnionym tempie – działa na mięśnie podobnie skutecznie co znacznie dynamiczniejsze kung-fu. Większy sens ma również realizowanie na początku krótkich – zamiast długich – jednostek treningowych. Należy pamiętać o tym, że po każdej jednostce edukacyjnej mózg pracuje jeszcze przez jakiś czas. Dlatego tak ważne jest to, aby ćwiczyć przyswojony materiał nie tylko w praktyce, lecz także mentalnie. Nawet najlepsi sportowcy uczą się procesów poprzez ich częste przywoływanie w wyobraźni albo obserwowanie innych sportowców, którzy stosują te same procesy – to idealne uzupełnienie właściwego treningu. Takie ćwiczenia mentalne wywierają odczuwalnie pozytywny wpływ na ich osiągnięcia.

Tai-chi w Szanghaju
© eyetronic – adobe.stock.com

Vera Birkenbihl radzi, aby działać zamiast tylko mówić o działaniu – jak często ma to miejsce w szkole. Tylko w ten sposób proces nauczania prowadzi do celu. Vera Birkenbihl zachęca również do przesady jako techniki uczenia się: na pierwszym etapie po prostu imituje się to, co zostało przedstawione, aby następnie przesadnie to naśladować. Bowiem dopiero gdy pojmie się istotę danej czynności, można ją karykaturować lub parodiować – na przykład śpiewając piosenkę z błędną intonacją. Inną skuteczną metodą uczenia się jest wariacja. Aby nauczyć się utworu muzycznego na gitarze, najlepiej jest zagrać go również na flecie prostym albo na fortepianie. Zmiana instrumentu muzycznego pomaga w nauce nowego utworu.

Czy wiesz, że...?

Żucie gumy dobrze wpływa na działanie mózgu – do mózgu dociera wtedy więcej tlenu. To świetne rozwiązanie nie tylko dla dzieci, lecz także dla dorosłych. Zwłaszcza gdy mają oni mało ruchu.

Biedny język

Jak wygląda sytuacja z nauką języków? Niestety w Niemczech nie dzieje się dobrze. Uczniowie biorą tutaj korepetycje głównie z przedmiotów językowych – zarówno z niemieckiego, jak i z języków obcych. Można by wyciągnąć z tego wniosek, że uczniom po prostu brakuje talentu. Jeśli jednak spojrzeć na Holandię, sytuacja wygląda tam zupełnie inaczej: dużo Holendrów zna trzy albo cztery języki. Czyżby w Niemczech ludzie byli mniej inteligentni albo mniej utalentowani językowo? Nie – otóż w Niemczech widocznie stosuje się błędne metody edukacyjne.

Skuteczniejsza okazuje się metoda Very Birkenbihl: ta nonkonformistka – Vera Birkenbihl sama tak siebie nazywa na swojej stronie internetowej (nonkonformizm jest co do zasady czymś w pełni pozytywnym) – nie popiera wkuwania na pamięć słówek ani tabeli koniugacji. Zaleca natomiast coś, co w przypadku nauki języków obcych jest zwykle potępiane: tłumaczenie słowo w słowo. Taka metoda uwidacznia strukturę języka. W ten sposób człowiek uczy się, jak działa język. W filmie wideo „Von null Ahnung zu etwas Türkisch” [tłum. Od zera do średniej znajomości języka tureckiego] Vera Birkenbihl wyjaśnia, w jaki sposób można z łatwością (oraz zgodnie z zasadami pracy mózgu) przyswoić podstawy języka tureckiego, który jest zasadniczo łatwym językiem, ponieważ można w nim wszystko skonstruować. Co to oznacza? W przypadku nauki języka tureckiego nie trzeba wkuwać na pamięć niezliczonych wyjątków i odstępstw, tak jak często ma to miejsce w języku niemieckim.

Dziewczyna uczy się wymowy
© nellas – adobe.stock.com

Lepiej zapomnieć o gramatyce

Najlepiej jest w ogóle nie próbować rozumieć gramatyki na samym początku. Lepszym rozwiązaniem jest przyswojenie nieznanej końcówki i używanie jej podczas mówienia. Po trzech miesiącach, kiedy już forma ta się utrwali, można zerknąć do podręcznika gramatyki – łatwiej jest wtedy zrozumieć objaśnienia. Vera Birkenbihl radzi, żeby nie ćwiczyć od razu końcówek na podstawie słówek tureckich, ale na samym początku używać słówek niemieckich i dodawać do nich końcówki tureckie. W ten sposób na początku odmienia się słówka niemieckie z nowymi końcówkami. Dzięki temu uczeń nie musi radzić sobie z dwoma nowymi elementami na początku nauki: z obcym słówkiem i obcą końcówką. Po opanowaniu koniugacji można włączyć do gry tureckie słówko.

Vera Birkenbihl ma również radę dotyczącą nietypowej wymowy tureckiej – z licznymi Ö i Ü: wielokrotne śpiewanie piosenki „Drei Chinesen mit dem Kontrabass” [tłum. Trzech Chińczyków z kontrabasem] z wariantem Ö i Ü, żeby przyzwyczaić się do nagromadzenia samogłosek. To naprawdę proste.

Uczniowie rozwiązują zadania
© christian schwier – adobe.stock.com

Więcej tolerancji – również w odniesieniu do błędów

Przede wszystkim nie należy bać się błędów. Drobne błędy nie szkodzą komunikacji. Rodzimy użytkownik języka słyszy to, co chce słyszeć, i w swoim mózgu koryguje drobne niedociągnięcia. Co do zasady strach przed robieniem błędów i przed byciem ocenianym rośnie wraz z wiekiem. Dziecko, które uczy się chodzić, nie boi się, że zrobi coś źle – upadki wpisują się w proces nauki chodzenia. Dziecko próbuje wstawać, potem ponownie pada na pupę, ale pomimo swoich „błędów” nie poddaje się i próbuje dalej. Aby nauczyć się chodzić, dziecko musi podjąć niezliczone próby i upaść iks razy. Właśnie dzięki odwadze dziecko uczy się tego niesamowicie złożonego procesu, w którym istotną rolę odgrywają stała grawitacji, zasady dźwigni i równania różniczkowe: chodzenia na dwóch nogach. Kto wie, czy my – dorośli – w ogóle odważylibyśmy się na naukę chodzenia w takich warunkach.

Dzieci nie boją się jeszcze niepowodzeń i dlatego są dużo bardziej kreatywne. Jednak w szkole błędy nie są już tolerowane – w szkole błędy są natychmiast poprawiane. W rezultacie kreatywność dzieci stopniowo maleje. Vera Birkenbihl opowiada się za tym, żeby w ogóle nie poprawiać dzieci podczas nauki. Poprawianie błędów hamuje nieświadomy (prosty) proces uczenia się i sprawia, że proces ten staje się świadomy.

Dziecko bawi się zestawem QUADRO

Do optymalnego rozwoju dziecko potrzebuje odpowiedniego otoczenia – czyli takiego, które nie tylko dopuszcza błędy, lecz także wierzy w zdolności dziecka. Pozytywne nastawienie dziecka do procesu uczenia się zwiększa skuteczność nauki. Badania pokazują, że dzieci, które wykazywały chęć poprawy w określonej dziedzinie, poprawiały się również we wszystkich innych przedmiotach szkolnych. Dzieci zauważyły następujący mechanizm: aby poprawić się w określonej dziedzinie, muszę to ćwiczyć w odpowiedni sposób. Jeśli uda mi się tutaj, uda mi się też w innych dziedzinach. Dlatego wskazane jest dodawanie uczniom odwagi. W rezultacie uczniowie mogą uzyskać wyższą średnią ocen.

Również w tym procesie neurony lustrzane odgrywają ważną rolę, ale są one powiązane z emocjami. Za każdym razem, kiedy wspomnimy o czymś negatywnym – będziemy na coś narzekać, skrytykujemy kogoś albo będziemy kogoś obmawiać – pojawią się przynależne emocje. Dlatego w szkole – albo lepiej nawet w domu rodzinnym – powinna panować pozytywna atmosfera wokół nauki.

Kłótnia między dwojgiem nastolatków
© scott griessel – adobe.stock.com

Słuszność takiego podejścia potwierdza przypadek Pablo Pinedy Ferrera, pierwszego Europejczyka z zespołem Downa, który ukończył studia pedagogiczne. Przez długi czas osoby z trisomią 21 były uważane za takie, których nauczanie nawet nie ma sensu. W młodości Pablo miał wspaniałego nauczyciela – pedagoga specjalnego, który w niego wierzył. Jak widać, pozytywne oczekiwania nauczyciela przyniosły dużo dobrego.

Jaką masz wartość jako człowiek?

Ale nie tylko oczekiwania jednostek, lecz także struktury społeczne mają wpływ na przyszłość człowieka – czy będzie mu się w życiu dobrze wiodło, czy będzie miał dostateczne środki na utrzymanie itd. Nie każdy dyplom jest tyle samo warty. Lekarz czy prawnik cieszą się uznaniem – co już nie jest takie oczywiste w przypadku rzemieślnika. Niektóre zdolności cieszą się większym uznaniem od innych. W Niemczech osobom, które ukończyły szkołę główną, często brakuje pieniędzy, żeby żyć beztrosko. Jak pokazano w filmie „Alfabet” Erwina Wagenhofera, niektórzy są tak sfrustrowani, że rozważają nawet wejście do świata przestępczości. Wyjście z takiej spirali jest zwykle bardzo trudne. Problem, który istnieje w Niemczech, jest dużo poważniejszy niż wydaje się na pierwszy rzut oka: wielu bezrobotnych z niskim poziomem wykształcenia w ogóle nie występuje w statystykach bezrobocia, ponieważ osoby te wykonują bardzo niską płatną pracę (pracę za jeden euro).

Sfrustrowana kasjerka
© anton – adobe.stock.com

Konieczna jest zmiana sposobu myślenia, tak aby osoby bez świetnych dyplomów również mogły cieszyć się odpowiednim statusem. Brak dyplomu albo dyplom niższego szczebla w żadnym razie nie świadczy o tym, czy dana osoba jest utalentowana, czy nie. Poza tym dobra edukacja szkolna i dobre oceny na maturze nie gwarantują, że po ukończeniu studiów medycznych będzie się wybitnym chirurgiem – i mimo tego maturzyści, którzy nie mieli samych szóstek ze wszystkich przedmiotów, przez długi czas nie byli dopuszczani do studiów medycznych. Dlatego dobrym pomysłem jest wspieranie każdego indywidualnego talentu. Jest to jednak możliwe tylko pod warunkiem zmiany systemu szkolnego: obecnie celem lekcji szkolnych jest wykształcenie przyszłych profesorów uniwersyteckich – nieliczni uczniowie faktycznie nimi zostaną.

Sir Ken Robinson, brytyjski autor i doradca, który ma na swoim koncie wiele międzynarodowych projektów w dziedzinie kreatywności, mówi o hierarchii przedmiotów szkolnych: na samej górze znajduje się matematyka, potem są języki i dalej przedmioty artystyczne. Sir Ken Robinson też uważa, że matematyka jest bardzo ważna. Taką samą wagę przypisuje jednak zajęciom tanecznym. Aby lepiej zilustrować swoje podejście, opisuje przypadek Gillian Lynne, która w wieku szkolnym cierpiała na zaburzenia uwagi. Na szczęście miała nauczyciela, który odkrył jej talent taneczny. Matka wysłała Gillian do szkoły tańca – i dzięki temu kilka lat później Gillian odniosła sukces jako choreograf musicali „Koty” i „Upiór w operze”.

Scena muzyczna
© andrey lapshin – adobe.stock.com

Taniec, muzyka, malarstwo

Również Arno Stern, urodzony w Niemczech pedagog, uważa, że taniec, muzyka i malarstwo mają zasadnicze znaczenie dla rozwoju dzieci. Dzięki tym formom wyrażania się dzieci wyrastają na spełnionych ludzi, którzy mogą robić wielkie rzeczy. Arno Stern założył w Paryżu „Malort” – pracownię, w której dzieci i dorośli mogą malować to, na co mają akurat ochotę, innymi słowy mogą bawić się w malowanie. Arno Stern uważa, że nie powinno brać się życia na serio i że w życiu tak naprawdę chodzi o zabawę. Według niego w życiu liczą się przyjemności i aktywność, a nie produkowanie lub wytwarzanie różnych rzeczy.

Arno Stern prowadzi swoją pracownię już od 1949 roku – i zauważa następującą tendencję: wcześniej osoby malujące wykazywały się fantazją i lekkością tworzenia oraz chętnie eksperymentowały; obecnie dominuje podejście konstrukcyjne. Dzieci już nie malują spontanicznie – robią to według zasad określonych przez dorosłych. Przelewają na kartkę papieru to, co zostało im wpojone. Obecnie malunki nie wyrażają czystej radości tworzenia, a raczej wyglądają jak obrazy. Dziecko w coraz mniejszym stopniu jest prawdziwym dzieckiem, znajduje się pod presją szybkiego dorastania, jest przytłoczone teorią i obciążone tym, co zostało mu wpojone. Według Sterna największym problemem jest to, że dzieci są trenowane do wykonywania poleceń. Są tak kształtowane, żeby odpowiadały wyobrażeniom dorosłych. Dzieci powinny się wpasować w system. Obecnie nie chodzi o to, aby wychować je na ludzi o silnej woli, lecz na osoby, które będą dostatecznie niezadowolone ze swojego życia, co spowoduje, że ich życie będzie miało charakter konsumpcyjny.

Żona Arno Sterna uważa, że dziecko musi się „urodzić” po swoich narodzinach i że należy umożliwić mu swobodny rozwój – po to, aby samo stwierdziło i zdecydowało, czego chce. Nie kradnąc przy tym dziecku dzieciństwa. Takie szczęście jesteśmy po prostu winni dziecku.

Dziewczynka wybiera strój
© blacksalmon – adobe.stock.com

Szkoła waldorfska to nie tylko eurytmia

Istnieje już forma szkolnictwa, która stosuje eurytmię: szkoła waldorfska – i przedszkole waldorfskie. Oprócz lekcji tematycznych istotne miejsce zajmują tutaj również zajęcia artystyczno-rzemieślnicze. Dzieci i młodzież powinni rozwijać się nie tylko intelektualnie, lecz także w obszarach kreatywnym, artystycznym, praktycznym i społecznym. Dlatego wszyscy uczniowie uczestniczą w zajęciach z prac ręcznych, na których wspólnie szyją i haftują, oraz w zajęciach praktyczno-technicznych, na których korzystają z narzędzi takich jak piła, młotek czy pilnik. Program nauczania obejmuje również takie przedmioty, jak ogrodnictwo i eurytmia, która polega na ekspresji językowej i muzycznej poprzez ruch. Badania naukowe potwierdzają, że poprzez takie artystyczne zajęcia dzieci zdobywają umiejętności, które znacznie wykraczają poza odnośne obszary zajęć.

Szczególnym elementem tej formy nauczania jest to, że uczniowie wspólnie spędzają 12 lat szkolnych jako klasa – bez ocen i bez pozostawania w poprzedniej klasie. W szkole waldorfskiej nie chodzi głównie o przygotowanie do dostania się na uniwersytet – po szkole waldorfskiej można również skończyć szkołę główną i szkołę realną, lecz przede wszystkim o to, aby w pierwszych latach czerpać radość z uczenia się. Dzieci powinny tutaj rozwinąć umiejętność inicjatywy własnej. Nie odbywa się to pod presją sukcesu, lecz poprzez interesowanie się różnymi zagadnieniami. Lekcje zawsze mają związek z życiem uczniów. Ważne jest również wskazywanie prawidłowości i związków. Mówiąc ogólnie, w szkole waldorfskiej nie chodzi wyłącznie o przekazywanie wiedzy, lecz o towarzyszenie każdemu uczniowi w rozwoju w określonych ramach czasowych.

Ważnym elementem pedagogiki waldorfskiej jest główny blok lekcji. W ramach takiego bloku lekcji uczniowie uczą się głównie jednego przedmiotu: na przykład przez kilka tygodni intensywnie uczą się matematyki, geografii, historii albo języka. Przykładowo codziennie uczą się przez dwie godziny matematyki, dzięki czemu pogłębiają wiedzę w tej dziedzinie, a po trzech tygodniach skupiają się na kolejnym przedmiocie.

Dzieci podczas kreatywnej pracy
© rawpixel.com – adobe.stock.com

Zdrowe ciało? Zdrowy duch!

W szkołach i przedszkolach waldorfskich istotną rolę odgrywa również salutogeneza. Koncepcja ta kładzie nacisk na zachowanie zdrowia, co ma służyć zapobieganiu chorobom. Taka równowaga powstaje wtedy, gdy ciało i duch są ze sobą w zgodzie. Dąży się więc do równowagi w wielu obszarach: między aktywnością i biernością, napięciem i odprężeniem, koncentracją i kontemplacją – ale też między własnymi interesami i interesami innych. Zgodnie z koncepcją salutogenezy każdego ranka i zawsze wtedy, gdy istnieje taka potrzeba, uczniowie wykonują pobudzające ćwiczenia: deklamują, klaszczą albo rozluźniają mięśnie i ciało. Dopiero po tych ćwiczeniach przystępują do zajęć intelektualnych.

Chociaż pedagogika waldorfska różni się od typowej pedagogiki, nie jest całkowicie wolna od presji społecznej ani od niej niezależna: ostatecznie uczniowie szkoły waldorfskiej – tak samo jak ich rówieśnicy – podchodzą do egzaminów, które są takie same dla wszystkich. Muszą wykazać się konkretnymi umiejętnościami, jeśli chcą zdobyć dyplom ukończenia szkoły. Krocząc swoją ścieżką edukacji, przynajmniej bazowali na odpowiednim nastawieniu i przede wszystkim czerpali radość z nauki.

Uradowani absolwenci
© shock - stock.adobe.com

Pomoc pedagogiczna w samodzielności – pedagogika montessoriańska

Zgodnie z podobną koncepcją działają szkoły i przedszkola montessoriańskie. Również tutaj na pierwszym planie znajduje się indywidualny uczeń ze swoją osobowością. Koncepcja montessoriańska zakłada, że dziecko posiada wewnętrzny plan budowy – z mocnymi i słabymi stronami oraz indywidualnymi zdolnościami. Zadanie nauczyciela polega na udzielaniu uczniowi pomocy w jego rozwoju, tak aby uczeń mógł zrealizować wspomniany plan budowy. Podstawowa zasada koncepcji pedagogicznej Marii Montessori brzmi: „Pomóż mi zrobić to samemu”.

Jednak na czym dokładnie polega taka pomoc w samodzielności? Decydująca jest tutaj przede wszystkim rola nauczyciela, wychowawcy i (wcześniej) rodziców. Zgodnie z koncepcją montessoriańską ciągłe zabawianie małego dziecka nie jest potrzebne. Należy dać mu za to możliwość samodzielnego odkrywania własnych zainteresowań. Również nauczyciel nie oferuje żadnego „programu” i nie jest pośrednikiem wiedzy, lecz obserwuje ucznia i interpretuje jego zachowanie. Nauczyciel jest na miejscu, kiedy uczeń wykazuje chęć nauki czegoś nowego, i udostępnia uczniowi odpowiednie materiały. Daje przy tym uczniowi wolną rękę, jeśli chodzi o wybór tego, co go interesuje, oraz zachęca ucznia do wykonywania konkretnych czynności do końca.

W ten sposób dzieci uczą się, kierując się własną motywacją, mogą skupić się na swoich talentach i potrzebach oraz są samodzielne. Oprócz tego mogą rozwijać się we własnym rytmie i nie są ze sobą porównywane. Dlatego i w tej koncepcji nie są potrzebne oceny.

Dziewczynka myje filiżankę
© natalialeb – adobe.stock.com

Jeden, dwa, a może trzy?

Samodzielność oznacza również, że dzieci mogą same decydować. Dzieci uczestniczą w podejmowaniu wielu decyzji, które ich dotyczą – decyzji dotyczących wspólnej wycieczki, następnej piosenki, którą dziecko ma zaśpiewać, albo tego, jaki obraz ma zawisnąć w sali lekcyjnej. Na potrzeby takiej formy uczestnictwa dzieci otrzymują najpierw obszerne informacje i wyjaśnienia, aby wypracować sobie własne zdanie. Następnie są zachęcane do swobodnej wypowiedzi na dany temat; ich zdanie się liczy.

Trudność stanowi fakt, że dzieci nie mogą decydować o wszystkim, ponieważ muszą trzymać się ustalonych norm i wartości. Decyzje dzieci nie zawsze są przemyślane i są podejmowane bardzo spontanicznie, ponieważ ich proces rozwoju jeszcze się nie zakończył. Nie w każdej sytuacji jest to zaletą. Dlatego nauczyciel musi się tutaj zastanowić, na ile pozwolić dzieciom postępować zgodnie z ich wolą.

Jeśli pozwoli się dzieciom swobodnie rozwijać, wyrosną one na niezależne osobowości z poczuciem własnej wartości. Oczywiście samostanowienie oznacza również, że dzieci będą napotykać na problemy. Istnieje tutaj jednak pewna różnica: rodzice nie rozwiązują natychmiast problemów, z jakimi muszą zmierzyć się ich dzieci; dzieci są konfrontowane ze swoimi problemami. W ten sposób dzieci uczą się szukać rozwiązań dla siebie i innych oraz pokonują pierwsze trudności. Czasami oczywiście zdarzają się porażki – tak jak w dorosłym życiu. Dzieci gromadzą w ten sposób cenne doświadczenia, które potem wykorzystują w dorosłym życiu.

Mężczyźni w garniturach z głowami w piasku
© photobank – adobe.stock.com

Wzmacnianie mocnych stron

Pedagogika montessoriańska nie skupia się na tym, czego brakuje dzieciom, lecz na ich talentach i zdolnościach, które powinno się dalej wzmacniać. Dorośli zachęcają dzieci i wspierają je w rozwoju w dziedzinach, które przypadły im do gustu. Nie chodzi tutaj o bezpodstawne chwalenie, lecz o szczere i pozytywne wsparcie dziecka.

Koncepcja montessoriańska ma zastosowanie już od narodzin. Zwłaszcza w pierwszych sześciu latach życia dziecko jest podatne na bodźce pochodzące z jego otoczenia. W tym okresie następuje silny rozwój jego osobowości i zdolności. Ponadto dziecko wykazuje wysoki poziom gotowości do nauki.

Koniec ze sztywnymi regułami

Maria Montessori była jedną z pierwszych kobiet, które ukończyły studia medyczne z tytułem doktora. Pod koniec XIX. wieku opracowała nową koncepcję pedagogiczną, według której w centrum zainteresowania powinno znajdować się dziecko jako indywidualna osobowość. W ten sposób Maria Montessori chciała odejść od dotychczasowych metod nauczania, które opierały się na surowych zasadach – na zasadach, które pochodziły od dorosłych i które miały niewiele wspólnego z realiami życia dzieci.

Obrażone dzieci
© fizkes – adobe.stock.com

Koncepcja ta daje owoce, ponieważ wiele znanych osób było uczniami szkoły montessoriańskiej: od obu brytyjskich książąt, przez laureata literackiej Nagrody Nobla Gabriela Garcíi Márqueza i artystę Friedensreicha Hundertwassera, po założyciela Facebooka Marka Zuckerberga. Jednak nie wszystkie dzieci dobrze radzą sobie z taką niezależnością. Samodzielna nauka oznacza również samodzielne dbanie o proces nauczania i rezygnację z postawy opartej na konsumpcji. Niekiedy może to dezorientować dzieci.

A może tak zupełnie bez szkoły?

André, syn Arno Sterna, był dzieckiem, które nigdy nie zostało posłane do szkoły. Rodzice postawili na swobodny rozwój swojego dziecka. André miał szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo. Ze względu na szczególny przebieg swojego życia obcy był mu strach przed egzaminami. Udało mu się zachować zaufanie do samego siebie, ponieważ nigdy nie był porównywany i nigdy nie musiał niczego udowadniać. Rodzice nie wymagali od niego, aby uczył się rzeczy, które go nie interesowały; dzięki temu mógł skupić się na tym, co go fascynowało. André nauczył się czytać bardzo późno – w tej kwestii jego rodzice byli już nieco zaniepokojeni. W pewnym momencie André po prostu zechciał nauczyć się czytać. Umiejętność czytania była mu potrzebna do dalszego rozwoju. André chciał wiedzieć, jak działa miniaturowa kolejka – to zmotywowało go do nauki czytania. Musiał nauczyć się czytać, aby zdobywać dalsze informacje. Dlatego nauczył się czytać.

Nauka była dla niego czymś, co działo się przy okazji. Uczył się zawsze wtedy, kiedy miał na to ochotę. Dlatego na przykład André, który był rodowitym Francuzem, uczył się niemieckiego nawet przez sześć godzin dziennie, ponieważ sprawiało mu to przyjemność. Dzisiaj André Stern jest lutnikiem, muzykiem i pisarzem – dobrze zna też język niemiecki. Ukształtowały go duża doza swobody i umiejętność interesowania się różnymi rzeczami.

Cieszący się mężczyzna
© fizkes – adobe.stock.com

A co, jeśli przysłowiowy Jaś nie nauczy się niczego?

Co dokładnie dzieje się w mózgu podczas nauki? Aby zilustrować ten proces, należy sobie uświadomić, że mózg jest już „gotowy” w momencie narodzin. Wszystkie komórki mózgowe już istnieją. Brakuje jedynie połączeń między nimi. I właśnie to dzieje się podczas nauki: tworzą się nowe połączenia, nowe ślady. Kiedy oddajemy się jakiejś czynności, ślady są tworzone od nowa albo są wzmacniane. Dlatego tak trudno zmienić sposób myślenia: konieczne jest wtedy zastąpienie już istniejących śladów, które przedstawiają nasze przyzwyczajenia, innymi śladami. Kiedy nie używamy określonego obszaru mózgu, ponieważ nie wykonujemy już danej czynności, ślady ponownie słabną.

Zadziwiające i jednocześnie niezwykle ważne jest to, że większość rzeczy uczymy się w pierwszych latach życia. Dziecko uczy się wielkimi krokami; przyswaja dużo wiedzy i uczy się wielu nowych umiejętności. Dopiero później następuje „dostrojenie” i zaczynają liczyć się detale. Mózg reguluje proces nauczania u małych dzieci – dba o to, że najpierw dzieci uczą się rzeczy łatwych, a z czasem przyswajają rzeczy coraz bardziej złożone. Po kilku latach szybkość nauki, jaką wykazuje mózg, aktywnie się zmniejsza, tak aby młody człowiek mógł przyswajać nowe rzeczy małymi krokami. Zaletą na tym dalszym etapie rozwoju jest to, że od tej pory mózg potrafi dobrze zapamiętywać różne rzeczy na stałe – wcześniej tego nie potrafił.

„Starość” w wieku 17 lat

Osoby starsze uczą się tylko w 10% procentach tak szybko jak dzieci. „Osoby starsze” oznaczają tutaj wszystkie osoby powyżej 17. roku życia. Co prawda mózg tych „staruszków” cały czas uczy się nowych rzeczy, ale proces nauki przebiega znacznie wolniej. Czyli powiedzenie „czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał” jest faktycznie trafne. Dorośli przyswajają nową wiedzę i uczą się nowych umiejętności głównie poprzez nieznaczne modyfikowanie śladów, które są już obecne w mózgu.

Czy wiesz, że...?

Mózg świeżo upieczonych matek całkowicie się zmienia. Dlatego w ciągu pierwszych sześciu tygodni po rozwiązaniu młode matki nie są w szczytowej formie. 
Ale potem! Kiedy tylko mózg się przebuduje, funkcjonuje sprawniej niż kiedykolwiek wcześniej.

Oto przykład ilustrujący, jak działa mózg: już w wieku 7. miesięcy niemowlę rozpoznaje ogólne struktury językowe i zna pierwsze proste zasady gramatyczne. Niemowlę wcale nie musiało się ich aktywnie nauczyć; mózg przyswoił je przy okazji. W wieku 6. lat dziecko zna wszystkie zasady gramatyczne, ponieważ przez cały czas było otoczone swoim językiem ojczystym. Dlatego małe dzieci z łatwością uczą się języków obcych. Z kolei 70-latek, który posługuje się tylko swoim językiem ojczystym, miałby z tym trudności. Inna osoba w tym samym wieku, która zna już cztery języki obce, porównywalnie łatwo i szybko może nauczyć się nowego języka, ponieważ może skorzystać ze śladów, które istnieją już w jej mózgu; nie potrzebuje sześciu lat, tak jak małe dziecko.

Matka wykonująca wiele czynności naraz
© drazen – adobe.stock.com

Paradoksalne pudełko na buty

Manfred Spitzer nazywa swój mózg „paradoksalnym pudełkiem na buty”. Im więcej rzeczy włożymy tam w młodości, tym więcej zmieści się również później. Dlatego dzieci powinny wcześnie zaczynać się uczyć i przede wszystkim powinny uczyć się właściwych rzeczy. Im wcześniej rodzice lub wychowawcy zaingerują w rozwój dzieci i wesprą proces uczenia się, tym lepiej. Trudno jest bowiem wykształcić w mózgu struktury, które nie zostały stworzone do 17. roku życia. Dlatego niezwykle dramatyczne jest to, że w niektórych krajach dzieci nie mogą się kształcić, ponieważ muszą bardzo wcześnie zacząć wspomagać finansowo swoją rodzinę.

Pudełko na buty
© sarawutnirothon – adobe.stock.com

Czy wiesz, że...?

Optymalny czas na naukę przypada maksymalnie dwanaście godzin przed pójściem spać. Kiedy rzeczywiście zrozumieliśmy to, co chcieliśmy przyswoić, nasz mózg sam wykonuje niezbędne powtórzenia – ostatecznie wszystko trafia do kresomózgowia. Dlatego zwłaszcza w czasie egzaminów większa ilość snu jest tak ważna. Z kolei przy niedoborze snu nie wszystko zostaje przeniesione z pamięci krótkotrwałej do kresomózgowia – nauka częściowo idzie wtedy na marne.

Zwłaszcza w przedszkolu i szkole podstawowej sposób uczenia się ma wpływ na nasze późniejsze życie. Właśnie w tych placówkach nauczyciele i wychowawcy kładą fundamenty pod uczenie się przez całe życie. Ponieważ w dzisiejszych czasach wiedza coraz szybciej się dezaktualizuje, ważne jest wzbudzanie u dzieci zainteresowania dalszym procesem uczenia się oraz ich przygotowanie do tego procesu. Ten, kto jest pojętny i żądny wiedzy, dobrze poradzi sobie w dzisiejszym świecie (środowisku pracy). Niestety tej ważnej umiejętności nie uczy się w szkole.

Znaczenie przedszkola

Ponieważ początki mają decydujące znaczenie, już w przedszkolu powinien został położony fundament pod uczenie się przez całe życie. W Niemczech są z tym trudności, ponieważ wychowawcy zarabiają poniżej przeciętnej. Nauczyciel w szkole podstawowej zarabia znacznie mniej niż profesor uniwersytecki, mimo że jego praca jest bez porównania ważniejsza, biorąc pod uwagę powyższe rozważania. Problematyczne jest również to, że w Niemczech – w przeciwieństwie do Francji – przedszkola nie są bezpłatne.

System ten można by poprawić. Świadczy o tym zwłaszcza na początku wspomniany fakt, że stosunkowo dużo dzieci nie uzyskuje podstawowego dyplomu, na przykład świadectwa szkoły głównej.

Pytanie, które często pojawia się w kontekście wsparcia rozwoju dziecka na wczesnym etapie, brzmi następująco: czy w pierwszych latach nauczania powinno się stosować media cyfrowe? Neurobiolog Manfred Spitzer ma na to jednoznaczną odpowiedź: nie. Małe dzieci nie potrzebują bodźców sensorycznych: chcą wąchać, smakować, dotykać. Tablety i laptopy nie oferują tego wszystkiego. Zabawy palcami stanowią znacznie lepszą alternatywę. Na palcach człowiek uczy się liczyć: ręce są powiązane pod względem neurobiologicznym z cyframi. Eksperymenty naukowe pokazały, że nauka liczenia na palcach ma niezwykle istotny wpływ na zachowania płatnicze osób dorosłych. Dlatego takie tradycyjne metody nauczania należy definitywnie zachować.

Chłopiec uczący się liczyć
© cpapa – adobe.stock.com

Co teraz?

Z pewnością zadajesz sobie teraz pytanie, co należy zrobić. Jak nasze dzieci mogą uczyć się z większym sensem? Przede wszystkim trzeba gruntownie zmodyfikować obecne metody nauczania z uwzględnieniem opisanych punktów widzenia. Metody te funkcjonują tylko warunkowo. Jeśli coś zostaje uznane za przestarzałe i nie prowadzi do celu, wskazana jest zmiana metody. Krokiem we właściwym kierunku byłoby zlikwidowanie rywalizacji i umożliwienie dzieciom stania się ciekawymi, żądnymi wiedzy i kreatywnymi ludźmi. Takimi, którzy realizują swoje zainteresowania. Ponieważ ten, kto może robić to, co potrafi najlepiej, będzie w tym naprawdę dobry. Korzyści będą potem czerpać z tego wszyscy.

Dzieci na łonie natury
© jacob lund – adobe.stock.com

Dlaczego napisaliśmy ten artykuł?

Codziennie zastanawiamy się nad tym, czego potrzebują dzieci do prawidłowego rozwoju, co jest dla nich dobre i jednocześnie sprawia im radość. Wszystkie te przekonania uwzględniamy przy projektowaniu naszych produktów. Aby skonstruować naprawdę dobrą zabawkę, trzeba dobrze znać dzieci i ich potrzeby. Chyba udaje się nam to całkiem nieźle.

Dziecko w basenie z piłeczkami QUADRO

Z artykułu Właściwie szkoła jest całkiem fajna, który opublikowaliśmy na naszym blogu, dowiesz się, jak konkretnie mogą wyglądać alternatywne metody pedagogiczne.

Źródła

  1. George Land. Evidence that children become less creative over time (and how to fix it)
  2. Ken Robinson sagt: Schule erstickt die Kreativität
  3. Manfred Spitzer. Wie Kinder lernen und was man darüber wissen sollte. Vortrag in Düsseldorf, 23.3.2012
  4. Vera F. Birkenbihl. Pauken. Elternnachhilfe. mvg Verlag, 2. Aufl., 2020.
  5. Vera F. Birkenbihl. Von null Ahnung zu etwas Türkisch 2007
  6. Erwin Wagenhofer. Alphabet: Angst oder Liebe. Film, Deutschland, 2014.
  7. Die Schule: die école maternelle. Karambolage. arte
  8. Yakamoz Karakurt. Mein Kopf ist voll!
  9. Vera F. Birkenbihl. Offizielle Website
  10. Bund der freien Waldorfschulen
  11. Montessori-Schule
  12. Montessori Pädagogik. Montessori Lernwelten
  13. Empowerment in der Montessoripädagogik. Montessori Lernwelten
  14. Berühmte Montessori-Schüler. Montessori Fachoberschule Franken

Komentarze

Treść tego pola jest prywatna i nie będzie udostępniana publicznie.